Lotnisko Sandefjord…
Znajome widoki, znajoma droga, znajome niebo! :)
Zanim ruszyłem w trasę musiałem przepakować plecak. Większość rzeczy upchnąłem do dużego plecaka. Niestety włożyłem też do środka śpiwór, namiot i karimatę, żeby mi niczego nie urwali przy załadunku. Dlatego część ubrań nie zmieściła się już do głównego bagażu i wziąłem torbę na ramię. W ogóle zanim ruszyłem z domu to złamałem zapięcie od plecaka… Jak pech to pech :P. Na lotnisku w GDN natomiast pan z obsługi bardzo się zdziwił, że mi wystaje wędka z plecaka i mimo, że oznaczył ją czerwoną nalepką z napisem „ostrożnie” to i tak wieszczył mi połamanie wędki albo inne plagi egipskie :P Wędka doleciała cała, plecak też, wszystko cacy :) Po pół godzinny przepakowywaniu wreszcie mogłem wyjść z lotniska. Jeszcze tylko szybko ważenie plecaka i… O KUŹWA! 25 KG!!!
25 kg balastu na plecach + skręcona kostka + autostop + brak planu = debil…
Po tej szybkiej kalkulacji stwierdziłem, że zanim umrę w tym kraju trolli to go jeszcze trochę pozwiedzam :)
Wyszedłem z lotniska, szybka orientacja gdzie jest moja droga w stronę Drammen. Ok! Znalazłem. Idę. Nie ma gdzie łapać? Trudno, idę i łapię jednocześnie. Nie przeszedłem 200 m i jest! Ach, co za szczęście! :D
- Are you goin’ to Dammen?
- No! But near E18 road to Drammen.
- Ok!
Jadę! :)
- Where are you going? (jeszcze nie wiedziałem, że będzie to najczęściej zadawane pytanie, na które najchętniej odpowiadam! :) )
- Anywhere… I have no plan…
- Where are you from?
- Poland
- Ooo! To możemy po polsku gadać!
- ?! Pan z Polski?
- Nie, z Litwy, ale mówię po polsku!
No ekstra! Pierwszy stop i taka niespodzianka! Podjechałem kilkanaście (kilkadziesiąt?) kilometrów w okolice Stokke.