Wysiadłem w Alvdal. Na dworzu 5 st. C. Dygocząc z zimna poczłapałem do zatoczki autobusowej. Ostatni błysk intensywnego błękitu nieba na tle wzgórz. Muszę zrobić foto! Idąc z aparatem nie zauważyłem rowu (był zarośnięty kurna!) i lekko odnowiłem kontuzję kostki… Na szczęście buty trekkingowe robią swoje i usztywniły nogę zapobiegając tragedii. Na przystanku stałem „jedną dziesiątkę różańca” i już zatrzymał się samochód!
- Trondheim?
- No! Near!
- Ok!
Wsiadłem, zagaduję…
- I don’t speak English…
- Oh… Sprichst du deutsch?
- eee….?
- Ok…
No i podróż w milczeniu. Przyznam szczerze, że to milczenie mnie trochę przerażało… Pan lekko otyły, mlaszcząc gumę gładził się ręką po kolanie… Wyglądał na cichego zboka… :/ Na szczęście na strachu się skończyło i wylądowałem w Berkak.