Tak naprawdę to już jestem w domu. W Modlinie tylko odebrałem plecak i ruszyłem w stronę wylotówki na Gdańsk. Spytałem jeszcze taksówkarza, gdzie jest siódemka, od razu skumał, ze jadę na stopa do Gdańska :) Po przejściu kawałka drogi skończyły się latarnie…. Musiałem stanąć, ubrać odblaskową kamizelkę, przeorganizować szybko plecak i dopiero ruszyć znowu. Ciężko się idzie, gdy co chwila trzeba odwracać się i iść tyłem, ale tylko w taki sposób kierowcy mogli mnie zobaczyć, a lewą stroną nie mogłem iść. Przed wyjazdem od Martyny sprawdziłem w Google maps jak wygląda wylot na siódemkę w stronę GDN. Wyglądało rewelacyjnie, szeroka droga, długi zjazd, pełno miejsca do zatrzymania, samochody mogły mnie widzieć z daleka, no i latarnie dookoła! Wprost idealne miejsce na łapanie! Tzn. byłoby idealne, gdyby nie zepsute latarnie :/ Czyli w rzeczywistości w ogóle mnie nie było widać! Masakra… Stałem jakieś 30 minut oświetlając sobie twarz, albo rękę latarką, ale pewnie i tak gówno było widać :/ Po północy stwierdziłem, że to bez sensu i idę spać, Dzięki Bogu, po drugiej stronie ulicy był Statoil, więc zrobiłem sobie podwójny kisiel na kolację, umyłem zęby i poszedłem w pobliskie krzaczory w poszukiwaniu miejsca na koczowisko. Znalazłem bardzo fajny punkt! Uprzednio musiałem jedynie pozbyć się kilku pająków i okolicznych drzew, co by móc w spokoju rozbić namiot. Poszło mi dość szybko i już po 15 minutach ułożyłem się do snu. Poranny budzik o 7 przegrał walkę i został przestawiony na 8. Noc minęła spokojnie. Obudził mnie tylko deszcz nad ranem, ale na szczęście tym razem nie przemarzłem :P Rano szybka toaleta i wizyta na stacji, co by kupić jakąś strawę :) Snickers! Idealny na śniadanie! :P O 9 byłem już na wylotówce.